WieslawKiewlakSrebrny Krzyż Zasługi za ponad 30-letnią działalność na rzecz odrodzenia polskości otrzymał wieloletni działacz polskiej mniejszości na Białorusi Wiesław Kiewlak.  Był wiceprezesem ZPB w latach 2001-2005 i 2005-2009,  pierwszym Przewodniczącym Związku Harcerstwa Polskiego na Białorusi w latach 1997-2001, pierwszym Prezesem Towarzystwa Młodzieży Polskiej w latach 1994-1997.

Gratulujemy nagrody i przedstawiamy artykuł Wiesława Kiewlaka pod tytułem „Zbrodnia niemieckiej żandarmerii w Jaćwiezi”.

 

Zbrodnia niemieckiej żandarmerii w Jaćwiezi.

Moja rodzinna wieś Jaćwieź jest położona blisko Niemna, w rejonie grodzieńskim na Białorusi. Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z XVII wieku. Przed II wojną światową Jaćwieź liczyła około 500 mieszkańców i należała do powiatu augustowskiego w gminie Balla Wielka, w województwie białostockim. Na pewno wieś dalej by się rozwijała, gdyby nie II wojna światowa, która zebrała krwawe żniwo wśród mieszkańców Jaćwiezi.

W czasie II wojny światowej obszary dzisiejszej Białorusi znalazły się pod okupacją niemiecką po ataku III Rzeszy na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. Już na początku okupacji Niemcy rozpoczęli brutalne represje wobec ludności cywilnej, w tym Polaków, Białorusinów i Żydów. Obszar Grodzieńszczyzny, w tym Jaćwieź, znalazł się w granicach Komisariatu Rzeszy Wschód (Reichskommissariat Ostland). W regionie działały niemieckie jednostki policyjne, gestapo i żandarmeria, które prowadziły działania pacyfikacyjne, wymierzone głównie przeciwko partyzantom i osobom podejrzewanym o współpracę z ruchem oporu.

W latach 1942–1943 wzrosła aktywność partyzancka w rejonie augustowskim i grodzieńskim. Na terenach leśnych operowały grupy partyzanckie zarówno komunistyczne, jak i związane z Armią Krajową. Niemcy, w obawie przed wzrostem oporu, stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej – przeprowadzali masowe egzekucje, palili wsie oraz mordowali podejrzanych o pomoc partyzantom. Jaćwieź, jako jedna z polskich wsi w tym rejonie, stała się ofiarą takich działań odwetowych.

Pierwsza akcja represyjna – lato 1942 r.

Latem 1942 r. Niemcy wtargnęli do Jaćwiezi i schwytali 10 młodych mężczyzn. Wśród zatrzymanych było trzech braci o nazwisku Kuźma: Czesław, Eugeniusz i Bolesław, a także inni mieszkańcy wsi: Bronisław Siergiej, Bronisław Aleszczyk, Stanisław Rasilewicz i jego syn (imię nieznane) oraz trzech innych mężczyzn, których nazwisk świadkowie, którzy składali zeznania w białostockiej prokuraturze na początku lat 70-tych, nie potrafili sobie przypomnieć. Aresztowanych wywieziono do Grodna, skąd żaden z nich nie wrócił. Szacuje się, że zostali rozstrzelani na Fortach w Naumowiczach – miejscu, gdzie Niemcy przeprowadzali masowe egzekucje na ludności cywilnej. Te forty twierdzy „Grodno”, zbudowanej przez Rosjan przed 1 wojną światową, stały się miejscem masowych kaźni. To tam została rozstrzelana Marianna Biernacka, która oddała życie za swoją ciężarną synową.  13 czerwca 1999 roku Marianna Biernacka została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II.

 

Masakra w Jaćwiezi – 23 lipca 1943 r.

Jeszcze rodziny wywiezionych mężczyzn w 1942 r. żyły nadzieją na ich powrót, a 23 lipca 1943 roku we wsi odbyła się kolejna tragedia.

Nad ranem tego dnia do Jaćwiezi wtargnęła żandarmeria niemiecka, która  stacjonowała w miasteczku Sopoćkinie położonym około 10 km od Jaćwiezi.  W materiałach śledztwa prokuratury, które znajdują się w archiwach białostockiego IPN, są zeznania świadków: Teofili Kiewlak, Teofili Kuźmy oraz Waleriana Jabłońskiego, że z samego rana żandarmi otoczyli wieś. Ich było „dużo” i byli ubrani w szaro-zielone mundury. Mówili po polsku, ale „gwarą mazurską”, co może wskazywać na obecność żołnierzy narodowości mazurskiej w ich szeregach. Niektórzy zwracali się do siebie po imieniu: Antoni, Richard albo po nazwiskach: Kroll, Kleppert.

Wszystkim mężczyznom z Jaćwiezi kazano zebrać się w stodole sołtysa Jana Najdy, gdzie byli brutalnie przesłuchiwani i bici kijami w celu wymuszenia informacji o posiadaniu broni. Niektórych podwieszano do belki i ponownie bito.

Na oczach zebranych mieszkańców rozgrywały się dantejskie sceny. Młody chłopak, Kazimierz Najda, nie wytrzymując bicia, miał krzyknąć do niemieckiego oficera: „Panie, wy mnie bijcie i zabijcie. Ale tej broni ja nie oddam, bo jej nie mam”. Na co niemiecki oficer uśmiechnął się i rzekł: „Mówisz zabić ciebie? Dobrze, niech tak i będzie”. Po czym wyciągnął pistolet i zastrzelił chłopaka.

Jeszcze jeden mieszkaniec Jaćwiezi, Michał Harackiewicz, który niósł mleko i zauważył niemieckich żandarmów, przestraszył się i zaczął uciekać, ale Niemcy zaczęli do niego strzelać i człowiek zginął na miejscu.

Kolejna dantejska scena, która utkwiła w pamięci mieszkańców Jaćwiezi to było znęcanie się nad Józefem Hańko. Bity przez żandarmów jego syn Czesław miał przyznać się, że miał pistolet, ale zabrał mu go ojciec. Wtedy żandarmi przystali do ojca, aby oddał pistolet. Na to Józef Hańko odpowiedział, że wyrzucił do bagna. To rozwścieczyło Niemców, którzy zaczęli go bić, zmuszając do szukania pistoletu w bagnie. Po każdej próbie szukania ten biedny człowiek wychodził z bagna i mówił, że nie znalazł broni. Wtedy znowu był bity kijami i zmuszany do grzebania w błocie. 

Screenshot 20250916 085452 WordMimo brutalnego bicia nikt z jaćwieskich mężczyzn nie ujawnił żadnej broni. Żandarmi rozwścieczeni brakiem rezultatu kazali Józefowi Chańko, jego synowi, oraz jeszcze 6 mężczyznom siadać na wozy, którymi ich powieziono na cmentarz parafialny w Sylwanowcach, położony 3 kilometry od Jaćwiezi. Tam kazano im kopać dół. Po czym ustawiono ich koło dołu i rozstrzelano z karabinu maszynowego. Ich ciała powrzucano do dołu i zasypano ziemią. 

Nazwiska i wiek pomordowanych:

  1. Chanko Józef – 50 lat
  2. Chanko Czesław – 18 lat
  3. Nowicki Henryk – 15 lat
  4. Bronisław Podlach – 15 lat
  5. Bolesław Kiewlak – 27 lat
  6. Michał Kiewlak – 29 lat
  7. Kazimierz Kiewlak – 39 lat
  8. Kazimierz Siergiej – 50 lat

Do tej listy jeszcze trzeba dodać dwa nazwiska: Kazimierz Najda – 18 lat i Michał Harackiewicz – 50 lat, którzy byli zabici w samej wsi. 

Ta perfidna zbrodnia bardzo przeraziła mieszkańców Jaćwiezi i okolicznych wsi. Przez dłuższy czas rodziny ofiar i inni mieszkańcy wsi często chodzili na ich grób, aby modlić się za dusze niewinnie zamordowanych. Teraz na tym grobie stoi żelazny krzyż z nazwiskami ofiar i datą zbrodni. Dopiero  na początku lat 2000 ktoś z rodzin pomordowanych zmienił tabliczkę, błędnie wpisując 1942 r. jako datę zbrodni, chociaż została ona dokonana 23 lipca 1943 r.

Dziś pamięć o ofiarach niemieckich represji w Jaćwiezi żyje głównie w przekazach rodzinnych i dokumentach archiwalnych. Tylko nadal zostaje niewyjaśniona przyczyna tej zbrodni. Co było powodem, że żandarmeria niemiecka wtargnęła do Jaćwiezi i zabiła 10 jej mieszkańców?

Pogłoski wioskowe mówiły o jednej kobiecie z Jaćwiezi, która złożyła skargę do niemieckiej żandarmerii na miejscową młodzież, która wszczynała bójki na zabawach i często używała przy tym broni palnej ze skutkami śmiertelnymi. Drugą przyczyną tej zbrodni mogła być działalność komórki Armii Krajowej w Jaćwiezi. Z jednym z tych AKowców, Stanisławem Zajko, ja w latach 90-tych XX w. przypadkowo spotkałem się w Polsce. On mi opowiedział, że należał do komórki AK, która istniała w Jaćwiezi. Potem został aresztowany przez NKWD i zesłany na Sybir. 

Screenshot 20250916 085455 WordPrzy okazji opowiedział ciekawą i poruszającą historię. Jako więzień pracował na Syberii w kopalni złota na rzece Kołymie. Jednego dnia przypadkowo trafił mu się do ręki kawałek złota rozmiarem w pięść. Na początku nie wiedział, co z tym zrobić i postanowił poradzić się  swoich trojga przyjaciół. Mimo tego, że za ukrycie złota groziła śmierć na miejscu, więźniowie postanowili je ukryć, a potem sprzedać lub wymienić. W tych czasach na Syberii cena żywności była na wagę złota. Czterech więźniów za kawałek złota rozmiarem w pieść otrzymało tylko cztery bochenki chleba i cztery paczki papierosów. Taka w tych czasach była cena życia.

Tajemnica przyczyny zbrodni w Jaćwiezi na pewno znajduje się w dokumentach niemieckiej żandarmerii. Większość z nich, nawet nieprzetłumaczonych, znajduje się w Archiwach Państwowych w Grodnie. Pozostała część z nich była wywieziona do Moskwy albo trafiła do polskich archiwów. Warto dążyć do tego, by wydarzenia te zostały upamiętnione lub wpisane do szerszych badań nad losami polskich i białoruskich wsi w czasie II wojny światowej. Podobne tragedie dotknęły wiele miejscowości w regionie, a ich historie zasługują na zachowanie w pamięci przyszłych pokoleń.

 Wiesław KIEWLAK

 


Kontakt tel. +48 516-033-831 Hanna Paniszewa E-mail: forum.brzeskie@gmail.com